Nie mogę być stuprocentową wegetarianką, nigdy nie zrezygnuję z ryb.
Nie mogę i nie chcę przejść na stuprocentową dietę bezglutenową. I tak, jak Kayah w piosence, tak ja w kwestii dobrowolnego i absolutnego unikania glutenu pytam po co, po co, po co, po co?
Nie mogę być stuprocentową weganką, za bardzo lubię smak jajka kurzego ugotowanego na miękko.
Jak żyć?
Kiedy dziewięć lat temu bliska mi osoba poważnie zachorowała, dostałam bzika w kwestii zdrowego odżywiania. Bzik ten postępuje. 😉 Na szczęście coraz rzadziej czuję się, jak maniak analizujący etykiety produktów i mówiący o tym, aby unikać wspomagaczy smaku i konserwantów.
Z moich obserwacji wynika, że Ci, którzy najgłośniej śmiali się z mojego podejścia do odżywiania, najszybciej wprowadzili zmiany swoich nawyków żywieniowych. Broń Boże nie przypisuję sobie zasług tych zmian. Po prostu myślę, że w przeciągu tych kilku lat bardzo wzrosła świadomość żywieniowa Polaków. Zrozumieliśmy, że od składników codziennej diety zależy nasze zdrowie i życie.
Bycie fit, bio, organic i eko stało się modnym i osobiście nie widzę w tym nic złego. Jednak, kiedy patrzę na to, co serwują dzisiejsi eksperci od zdrowego odżywiania, coraz częściej zastanawiam się, czy na pewno odżywiam się zdrowo?
Zamiast modnej ostatnio tofucznicy, na moim śniadaniowym talerzu ląduje jajecznica na maśle, albo twarożek ze świeżym szczypiorkiem w obecności pomidora. A gdy mam ochotę na coś słodkiego to zajadam się lodami czekoladowymi, zamiast kremowych lodów z jarmużu i mięty. Takich przykładów można wymieniać dużo, bo moje codzienne menu, tak naprawdę jest proste. Królują w nim głównie warzywa w różnych odsłonach, jajka, ryby, kasze, orzechy, nasiona, płatki, owoce, zioła.
Zatem raz jeszcze pytam jak żyć?
Moim zdaniem wykorzystując to, co daje Matka Natura i wykluczając to, co sztucznie przetworzone. Zachowując umiar i zdrowy rozsądek. Eliminując z jadłospisu „białe śmierci” i unikając monotonii w komponowaniu posiłków. Pamiętając o tym, że Bóg stworzył nas z wapnia, żelaza, krzemu, cynku, fosforu, magnezu, kobaltu… Jedzmy to z czego jesteśmy zbudowani, będąc przy tym wszystkim aktywnym fizycznie i optymistycznie nastawionym do świata.
Myślę, że warto wsłuchać się we własny organizm i poznać jego potrzeby. Dać mu do szczęścia i zdrowia to, co mu służy, nie zapominając o tym, że jedzenie to ma być nadal przyjemność.
Specjaliści twierdzą, że dla zdrowia należy w równym stopniu zadbać o umysł i ciało, bo w sferze psychiki ogarniętej stresem zaczyna się każda choroba. Jeśli człowiek żyje w nieustannym napięciu i zdenerwowaniu prędzej czy później dochodzi do zaburzeń procesu wchłaniania i przemiany materii. A wtedy wszystkie procesy fizjologiczne przebiegają w niewłaściwy sposób. Zamiast odżywiania organizmu zaczyna się zalewanie go toksynami, co w połączeniu z żywnością nafaszerowaną chemią otwiera drogę do wielu chorób.
Warto znaleźć reduktor stresów w postaci jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Takiej, która sprawi, że zapomnisz o napięciach, a na twarzy pojawi się uśmiech.
Wieloletni i stały kontakt z lekarzami różnych specjalności od onkologów po kardiologów uzmysłowił mi, że gdy kończy się zdrowie, kończy się wszystko. Pośrednio znam etapy wielu ciężkich chorób. Nie chciałabym ich poznać bezpośrednio. I to jest cholernie motywujące.
I jeszcze jedno. Może warto między iglakami i wypielęgnowanym trawnikiem mieć mały kącik upraw? Ja taki posiadam. Wymaga on ciężkiej pracy i pielęgnacji. W zamian mam ekologiczne buraki, ogórki, pomidory, fasolkę szparagową, cukinię i nieśmiało pojawiającą się pierwszy raz w moim ogrodzie borówkę amerykańską.
I choć nie jestem stuprocentową wegetarianką i weganką to mam stuprocentowo ekologiczne warzywa i owoce. Jak dodam do tego ruch i dostarczane z pożywieniem zdrowe składniki odżywcze i regeneracyjne to kwestia czy, aby na pewno żyję zdrowo, nie spędza mi już snu z powiek.